menu województwa

Bulwy z pola, pigwoniada i syrop w słoiku o sprośnej nazwie. Ten festiwal to laurka dla polskiej żywności

Piękne zapachy domowego jedzenia, kulinarne przysmaki z różnych stron Polski i lokalne arcydzieła – tak wyglądała tegoroczna edycja Festiwalu Smaku w Grucznie. Ta niewielka wieś w województwie kujawsko-pomorskim stała się na weekend ambasadą polskiej tradycji kulinarnej.

Warzywa, owoce i własnoręcznej roboty przetwory
Źródło zdjęcia: Pyszności

Schyłek lata to czas, gdy w wielu miejscach w Polsce odbywają się regionalne festiwale i dożynki. To czas celebracji polskiej żywności i pracy rolników i producentów. Tak było w trzeci weekend sierpnia w Grucznie, na terenie łąk przy zabytkowym młynie. Przez dwa dni około 80 wystawców prezentowało dzieła swojej pracy, w międzyczasie można było coś przekąsić albo uzupełnić domowe zapasy. Wszystko produkowane było ręcznie, zgodnie z tradycjami. Zapach jedzenia, gwar rozmów i mnóstwo regionalnych przysmaków - tak wyglądał Festiwal Smaku w Grucznie

Podejrzeć można było tutaj również pracę psów pasterskich (okraszoną na koniec głośnymi brawami), obejrzeć kolekcję maszynek kuchennych, pogłaskać kozy w minizoo, podejrzeć produkcję kaszubskiego fjuta czy też przyjrzeć się z bliska pszczołom. To idealna okazja, aby powrócić do korzeni, wygrzebać z pamięci smaki znane z babcinych kuchni i docenić trud oraz pasję lokalnych producentów.

Lokalne produkty

Festiwal Smaku w Grucznie to prawdziwa pochwała polskości, która wybrzmiewała z każdego stoiska. Zamiast sztucznych lodów z barwnikami, można było skusić się na lody z Koronowa, wpisane na oficjalną Listę Produktów Tradycyjnych. Musisz uwierzyć mi na słowo – te truskawkowe smakowały po prostu polskimi, pysznymi truskawkami, bez nadmiaru cukru czy zbędnych ulepszaczy. Takich lodów nie znajdzie się nawet we Włoszech, bo ich smak jest niepodrabialny. Można było kupić suszone śliwki na wagę, zaopatrzyć się w serki z Podhala czy tradycyjne wędliny od naszych sąsiadów z Litwy.

Pyszne lody z Koronowa
Pyszne lody z Koronowa

Na deser skusić można się było na sękacze z Podlasia, kultowe szyszki z ryżu preparowanego, znane z czasów PRL-u, czy wafle przekładane kajmakiem. Do picia kusiła pigwoniada, czyli nasza polska odpowiedź na lemoniadę. Z naturalnych składników, słodzona miodem. Na odważnych czekała też lemoniada z czarnym czosnkiem.

Kaszubskie specjały

Festiwal odbywał się na Pojezierzu Pomorskim, nie mogło zabraknąć więc specjałów z sąsiadujących Kaszub. Królował tutaj kaszubski fjut, czyli gęsty, ciemny syrop o karmelowym smaku. Przygotowuje się go, gotując przez wiele godzin obrane i pokrojone buraki cukrowe. Chętnych do degustacji nie brakowało.

Ogromne kolejki ustawiały się również po fjut kociewski, który tego kaszubskiego zdecydowanie nie przypomina. Podobnie jak on, został wpisany na ministerialną Listę Produktów Tradycyjnych, ale jego bazą jest maślanka. Nazywa się go miodem maślankowym – ma gęstą konsystencję, ciemną barwę i słodki smak przypominający palony karmel. Serwowano go w towarzystwie ruchanek, czyli drożdżowego ciasta smażonego na głębokim oleju. Za jedną sztukę zapłacić trzeba było 7 zł, fjutem kociewskim można było polewać ruchankę do woli.

Kociewski fjut to miód z maślanki
Kociewski fjut to miód z maślanki

Polskie smaki

Na festiwalu nie zabrakło także smaków z innych stron Polski. Jedną z atrakcji, która przykuwała największą uwagę, były kiszone śledzie. Wbrew pozorom, nie są one wyłącznie skandynawskim przysmakiem. Ich receptura ma korzenie w słowiańskiej historii i sięga ponad 2000 lat. Przejęli ją łódzcy Żydzi, wprowadzając pewne zmiany. Śledzie poddawane są fermentacji mlekowej, podobnie jak ogórki. Mają kwaskowaty smak, pachną korzennymi przyprawami i zachowują jędrność. To idealny przykład na to, jak tradycje kulinarne potrafią łączyć kultury.

Polskie smaki to również sery, które w niczym nie ustępują tym zagranicznym. Spróbować można było goudy ze szparagami czy truflami. Nie zabrakło też domowych serów podpuszczkowych z lokalnych gospodarstw, smażonych serów z kminkiem czy twarogów.

Domowej roboty sery
Domowej roboty sery

Coś na ząb

Gdy chodzenie po terenie festiwalu wyssało energię, można było szybko nadrobić stracone kalorie. Czekały duszone w kapuście golonki, grillowane karkówki oraz kiełbasy. Kupić można było również pierogi, zarówno w wersji na wynos, jak i gotowanej na miejscu. W jednym ze starych budynków gospodarczych rozpalono również kuchnię kaflową. Bijące z niej ciepło i piękny zapach domowych potraw przyciągał tłumy gości.

Gotujące tam panie uwijały się jak w ukropie, nakładając na talerze kolejne porcje regionalnych szarych klusek, gulaszu mięsnego, duszonych boczniaków czy smażonej wątróbki z cebulą. W garnku bulgotała czarnina, a na stole czekała również babka ziemniaczana i domowe pączki.

Na ceny można przymknąć oko

To, co zawsze wywołuje dyskusje na imprezach plenerowych, to ceny. Za 100 gramów sera koziego czy goudy zapłacić trzeba było ok. 18 zł, ser z Kaszub był o 7 zł tańszy. Gałka lodów to 7 zł, porcja grochówki 20 zł, kilogram śliwek można było kupić od 8 zł, a każde 100 gramów golonki to 16 zł. Do tego bochenki swojskiego chleba za około 20 zł, mały słoiczek kociewskiego fjuta 25 zł, a kawałek kiszonego śledzia 15 zł.

Grochówka i bigos z kociołka
Grochówka i bigos z kociołka

Tanio nie było. Było za to smacznie i lokalnie. Biorąc pod uwagę, że zwykły ziemniak na patyku z posypką potrafi kosztować 15 zł, zdecydowanie mogło być gorzej. W tym przypadku wiemy, za co płacimy: za smak, jakość i polską produkcję. Warto pamiętać o tym w czasie zakupów, bo to wspaniały sposób na pielęgnowanie naszej historii i tożsamości.

Czytaj więcej