menu województwa

Ten chleb powstaje z miłości. Wszystko zaczyna się od żywego ognia

"Proszę przyjechać godzinę wcześniej, mamy dużo zamówień" - słyszę przez telefon. Pakuję się do samochodu i wysiadam 90 km dalej. Już od progu piekarni czuję na twarzy uderzenie gorąca. Noc zapowiada się intensywnie, a ja wiem, że poznam historię wyjątkowej rodziny rzemieślników pieczywa.

Chleb z pieca opalanego drewnem
Źródło zdjęcia: Pyszności

Malary to mała wieś. Ma to zarówno swoje plusy, jak i minusy. Z jednej strony wszyscy się znają, z drugiej przyjezdnym nie jest tak łatwo. Ania i Sławek Miszke osiedlili się tutaj po kilku przeprowadzkach. Sławek dostał ziemię po rodzicach, zakasał rękawy, zbudował dom i to nie tylko swój — na co dzień pracuje bowiem z drewnem.

Motywacją było zdrowie

Sielski obrazek życia z dala od zgiełku miasta zaburzyła choroba nowotworowa córki. Szukając sposobu na to, jak wesprzeć jej leczenie, zaczęli interesować się produkcją żywności. Dobrej, nieprzetworzonej.

- Na początku kupiłam zwykłą maszynę do pieczenia chleba i tak zaczęłam działać. Chciałam, żeby nasza córka dostawała to, co najlepsze - mówi Ania.

Chorobę udało się pokonać. Na stanie została maszyna, która po prostu się zepsuła. Wtedy w głowie Sławka zakiełkował pomysł, aby wybudować piec. Wyceny były szalone, więc zamiast wydawać fortunę, obejrzał dwa filmy instruktażowe i zabrał się za budowanie. Fach miał w ręku, do tego spryt w głowie i sporo zacięcia. Zaczęli na początku piec dla siebie.

Jak robi się chleb w piecu opalanym żywym ogniem

- Ania po urodzeniu dziecka chciała wrócić do pracy. Na wsi nie ma za dużo perspektyw. Powiedziałem jej, że może by zaczęła piec chleb. Na początku powiedziała, że zwariowałem, ale... - uśmiecha się Sławek.

Zamawiali sąsiedzi, pieczywo trafiało do okolicznych sklepów. Prawdziwy boom nastąpił latem. Turyści oszaleli na punkcie chleba wypiekanego w piecu opalanym żywym ogniem.

Przez wakacje piekli codziennie. Do tego lokalne targi, coraz większe zamówienia sklepów, wreszcie sprzedaż internetowa i wysyłka.

Chleb w trakcie wyrastania
Chleb w trakcie wyrastania

Moce przerobowe mają ograniczone. Są tylko we dwoje, w domu śpi ich dwuletni syn. Pomagają starsze córki, jedna z nich zdjęła obowiązek z rodziców i codziennie rozwozi pieczywo. Sławek po nocy w piekarni rusza do swojej pracy, wciąż prowadzi firmę budowlaną. Na Anię czeka czwórka dzieci, zwierzaki, gospodarstwo i tona domowych obowiązków.

Jak wypieka się chleb?

Wypiekanie chleba pochłania sporo czasu. Najpierw w piecu trzeba rozpalić sosnowym drewnem. Z komina bucha wtedy dym, a języki ognia liżą nocne niebo. Później piec trzeba odpowiednio schłodzić, żeby nie spalić bochenków. Sławek temperaturę sprawdza termometrem.

- No nie, widzisz? Bateria padła - pokazuje mi urządzenie.

Na moje pytanie, co teraz, uśmiecha się tylko i mówi: "Baterie awaryjne mam, ale zobacz". Chwyta w rękę garść mąki i wsypuje do pieca. Gdy zacznie się palić i zrobi się czarna, piec jest za gorący. Gdy równomiernie będzie brązowiała, temperatura jest w porządku. To tradycyjny, ale niezawodny sposób.

Za drzwiami Ania zajmuje się chlebem. Smaruje olejem kolejne foremki, starannie odważa porcje ciasta. Wszystko na naturalnym zakwasie i mące najwyższej jakości. Jest ciepło i to bardzo.

- Chleb musi wyrosnąć, dbamy o temperaturę - wyjaśnia.

Na metalowym stojaku już rosną bochenki. Wypiekają trzy rodzaje: pszenno-żytnie, żytnie oraz z pszenicy płaskurki. Sławek sam wysiewa ją na polu, zbiera i zawozi do pobliskiego młyna, a chleb z niej jest ich dumą i oczkiem w głowie.

Bochenki chleba wewnątrz pieca opalanego żywym drewnem
Bochenki chleba wewnątrz pieca
- To pradawna odmiana pszenicy. Syci na dłużej, ma niższy indeks glikemiczny, dużo białka i orzechowy smak. No i długo zachowuje świeżość - wylicza Ania nad foremkami.

Pieczenie chleba

Chleb wyrośnięty, w piecu temperatura odpowiednia, czas na wkładanie foremek. Sławek nurkuje w środku, starannie układając bochenki. To swego rodzaju tetris - wszystkie wyrośnięte chleby muszą się zmieścić.

- W środku jest gorąco, dlatego mój mąż nosi czapkę. Inaczej spaliłby już sobie wszystkie włosy - śmieje się Ania.
Pracują tylko we dwoje
Pracują tylko we dwoje

Na kartce notują godzinę włożenia do pieca. To bardzo ważne, bo w piecu jest więcej niż jeden rodzaj chleba, każdy musi piec się nieco inaczej. Ania przygotowuje kolejne chleby, Sławek dogląda, co dzieje się w piecach. W międzyczasie pomaga przygotować kolejną porcję ciasta.

- Czy się kłócimy? Nie, nie mamy na to czasu, tutaj ciągle coś się dzieje - odpowiadają zgodnie na moje pytanie o wspólną pracę.

Na dowód tych słów wybija godzina wyciągania chleba. Sławek szybko wyciąga bochenki z foremek, Ania już podaje kolejne. W środku zaczyna pachnąć tak pięknie, że ciężko stłumić burczenie w brzuchu. Przychodzi najlepszy moment - czas degustacji. Dostaję piętkę, najbardziej łakomy kąsek.

Chleb z płaskurki
Chleb z płaskurki
- Zawsze jest kłótnia, bo to najlepsza część świeżego chleba - mówi Ania.

Sławek nabiera nożem solidną porcję swojskiego masła i rozprowadza po pieczywie. Prosto, naturalnie, smakowicie.

- Ja tam dzisiaj odpuszczę. Jesteś naszym gościem - mówi i wyciąga w moją stronę kanapkę.

Rozpływam się jak masło na tej kromce. Z niejednego, chociaż może nie opalonego żywym ogniem, pieca chleb już jadłam, ale to jest inna liga. Myślałam, że nie jestem fanką żytniego pieczywa, ale okazuje się, że po prostu nie jadłam dobrego. Pszenno-żytni jest puszysty i miękki, a płaskurka zaskakuje orzechową słodyczą. Po prostu niebo.

Z ceny muszą się tłumaczyć

Za bochenek zapłacić trzeba 30 zł, co nieraz spotyka się z zaskoczeniem potencjalnych klientów. W markecie można kupić bochenek już za 3 złote, tutaj zapłacić trzeba sporo więcej.

- Sama mąka kosztuje mnie 10 zł, drewno, praca, utrzymanie. Nie ma opcji, że zejdę z jakości. Wolę sprzedać mniej, ale trafić na klientów, którzy rozumieją, że to jest prawdziwy chleb - zaznacza Sławek.

Mimo to okazuje się, że chętnych nie brakuje. Nieraz po spróbowaniu kawałka pieczywa klient cofa się i chce więcej. Są rzeczy, za które warto zapłacić.

Chleb na zakwasie nie ma sobie równych
Ten chleb nie ma sobie równych

Z "Chléba z drzéwnegò pieca" wychodzę chwilę przed 3:00 nad ranem, zostawiając za plecami chmurę mąki i dziesiątki bochenków. Ania i Sławek spędzą jeszcze sporo czasu w niewielkiej piekarni. Tylko we dwoje, między foremkami na pieczywo, skrzyniami z mąką i dwoma piecami. Wszystko po to, by podzielić się tym, co najlepsze. Każdy bochenek to dzieło starannej pracy i troski, wzbogaconej o siłę, jaką daje rodzina.

Ewa Malinowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Czytaj więcej